Historia Wrocławskiego food trucka pokazuje, że można odnieść sukces nie tylko w mobilnej gastronomii, ale przy odrobinie samozaparcia stworzyć coś więcej. Zapraszam do recenzji PasiBusa…
Jak już wiecie oprócz podróży, zajmuję się także gastronomią, nie raz czytaliście na naszym fan page-u, oraz widzieliście zdjęcia z festiwali food truckowych. Od dawien dawna nosiłem się zamiarem zobaczenia, co we Wrocławskim rynku żarciowozów piszczy. Kilku znajomych opowiadało mi o jednym z food trucków, który serwuje burgery. Mówili oni właśnie o PasiBusie. Czas biegł swoim torem, a ja nie miałem jak się wybrać do Wrocławia, aż dotąd.
W końcu nadarzyła się okazja na wyjazd do Wrocławia i spróbowania, co serwuje PasiBus.
Pasibus Wroclavia.
Przygotowując się do wyjazdu, okazało się, że food trucka wyrosła mała sieć lokali z burgerami na terenie Wrocławia i nie tylko. Dziś PasiBusa spotkacie nie tylko na terenie stolicy Dolnego Śląska, ale także w Lubnie, Warszawie i Gdańsku. Te dwa ostatnie lokale zostały nie dawno otwarte. Za nim zobaczymy, co dobrego serwują, poznajmy nieco historię tego miejsca.
Ekipa PasiBusa swojego pierwszego food trucka odpaliła pod koniec 2013 roku. Był to jeden z pierwszych tego typu pojazdów we Wrocławiu. Szybko się okazało, że jednak potrzeba jeszcze jednego i tak w 2014 roku flota powiększyła się o kolejny pojazd. Już od samego startu PasiBus uczył Wrocławian, co to jest street food, a ci jak widać, polubili go na tyle, że właściciele znów musieli stanąć w obliczu wyzwania i tak powstała w lutym 2015 roku pierwsza lokalizacja stacjonarna Przystanek PasiBus i się zaczęło. Jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać kolejne lokalizacje.
Dziś jest to prężnie rozwijająca się firma. Ja z planu odwiedzenia food trucka wylądowałem w jednym z ich najmłodszych lokali, czyli we Wroclavii.
Lokal PasiBusa jest zlokalizowany na +2 poziomie praktycznie naprzeciwko Cinema City. Sporej wielkości lokal praktycznie przez cały czas tętni życiem. Można powiedzieć, że od samego rana kuchnia ma co robić. Industrialne wykończenie lokalu doskonale wpisuje się w klimat street foodu oraz Pasibusa. Podejdźmy do kasy.
O szybką obsługę dbają dwa stanowiska kasowe. To tutaj zamawiamy i płacimy za nasze zamówienie. Tutaj obsługa mnie zaskoczyła przy zamawianiu burgera padło sakramentalne pytanie o stopień wysmażenia mojego burgera.
Czemu mnie to zaskoczyło?
Może dlatego, że w dużej ilości lokalów z burgerami, sam podaję, jak chce mieć wysmażone mięso w burgerze, a i tak dostaję, co innego niż zamówiłem. Jak z tym było w PasiBusie będzie dalej, teraz kończymy transakcję. Jak już zamówimy wszystko, co chcemy zjeść czy napić się, oraz podamy preferencje, dostajemy pager.
Urządzenie to ma za zadanie powiadomić nas o tym że nasz posiłek jest już gotowy.
Co zamówiłem?
- burgera z frytkami,
- kanapkę z szarpaną wołowiną i frytkami.
Gonzales
Poznajcie jako pierwszego Gonzalesa.
Jak widzicie nasze danie na drewnianej deseczce. Podczas zamawiania jedzenia nie mogłem się zdecydować, jakiego wybrać burgera z menu. Miałem ochotę na coś ostrego, wiec sympatyczna Pani, która przyjmowała moje zamówienie, zaproponowała mi właśnie Gonzalesa. Burger składał się z 200g mięsa, rukoli, czerwonej pasty curry, sera cheddar, jalapeno i nachosów. Zacznijmy od bułki. Sama bułka była ok, choć do mojego ideału bułki jej trochę brakowało. Tutaj się na chwilę zatrzymamy i obejrzyjcie ten fragment filmu Ratatuj.
Jak sami widzicie, krytykowanie przychodzi bardzo łatwo i najlepiej się czyta. Do tego, co powiedział Anton Ego jeden z bohaterów bajki, powiedziałbym, że każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia, każdy z nas został ukształtowany kulinarnie przez to, co jadł w dzieciństwie. Także ja mam swoje przyzwyczajenia i swoje smaki. Jeżeli ktoś Wam powie, że obiektywnie ocenia gastronomię, to kłamie, ponieważ każdy z nas ma swoją subiektywną ocenę tego, co zjadł.
Protip: Jeżeli jeden piszący o danym lokalu pisze, że coś jest nie tak, poszukajcie innych opinii, jak są zbieżne, to będziecie mieć pewność, jak pół na pół to musicie sami ocenić.
No dobrze, teraz już wiecie, dlaczego według mnie. Ja cały czas poszukuję swojej idealnej bułki do burgera. Tutaj w PasiBusie bułka jest smaczna, nie zaburza nam całej kompozycji, nie dominuje i nie jest neutralna.
Przejdźmy do mięsa. Tutaj jest naprawdę ok. Największe wrażenie na mnie zrobił stopień wysmażenia. Pierwszy raz od dawna, dostałem to, co zamówiłem. Średnio wysmażone mięso. Stopień doprawienia oraz wołowina użyta do zrobienia burgera były na dobrym poziomie. Smak samego mięsa był przyzwoity, a co najważniejsze mięso nie było zbyt suche, ani zbyt tłuste. Było w sam raz. Cały burger był bardzo soczysty, a bułka chłonęła sos, ale nie rozmiękała. jalapeno i rukola wraz z nachos doskonale uzupełniały resztę. Całość była oznaczona jako średnio ostra, nie powiem, było czuć lekką ostrość, ale jak dla mnie nie był to średnio ostry, ale tu znów muszę przypomnieć, że każdy z nas ma inną wrażliwość na ostrość.
O frytkach za chwilę teraz o drugiej kanapce.
Pinat Chilli
To ciekawa alternatywa dla burgerów. Tutaj mamy taką samą bułkę jak w burgerze, ale zamiast „kotleta” mamy pulled beef, czyli długo duszoną w niskiej temperaturze szarpaną wołowinę.
Mięso jak na moje kubki smakowe dobrze przyprawione i smaczne. Tutaj jest jedna ważna rzecz i trudność. pulled beef można bardzo łatwo przeciągnąć i przypalić, więc osoba, która przygotowuje ją, musi co jakiś czas zamieszać i czuwać nad nią, a to nie jest łatwa sprawa. Dodatki w postaci rukoli, pomidora ,orzeszków ziemnych i szczypiorku dawały naprawdę ciekawe doznania smakowe, a dodatek papryczek chili dawał lekko ostrego finiszu całości.
Wołowina w kanapce było odpowiedni szarpana i nie było jakiś długich włókien, przez co jadło się ją, bez walki o to by zawartość nam nie wyskoczyła. Lubię delektować się jedzeniem, a nie walczyć z nim. Tutaj mogłem się delektować.
Ok bułki mam opisane, teraz przejdźmy do frytek. Do Pasifrytek.
Porcja frytek w zestawie jest w sam raz, nie za duża nie za mała. Same frytki są dobrej jakości i robione przez kuchnię PasiBusa. To od razu widać, po przełamaniu frytki.
W środku mamy ziemniaka, a nie puste miejsca w środku. Nie powiem, lubię takie frytki i te Pasifrytki mi smakowały.
Była jeszcze lemoniada, robiona ze świeżych cytryn i limonek. Smaczna nie za słodka, nie za kwaśna, znaleziono idealny balans pomiędzy słodkością i kwaśnością. Jest smaczna i ożywcza.
Podsumowanie
Wiele słyszałem dobrego o PasiBusie i musiałem spróbować. Szczerze byłem sceptyczny do tej polskiej sieciówki, sparzony innym dużym projektem, który był na początku bardzo chwalony, a dziś jest synonimem upadku jakości i przykładem jak ze wzrostem liczby lokali spada jakość. PasiBus nie zawiódł mnie, zanim napisałem ten wpis, wielu moich znajomych potwierdziło moje spostrzeżenia, że pomimo dynamicznego rozwoju, trzymają jakość.
Obsługa, na jaką trafiłem była na naprawdę wysokim poziomie i wiedziała, co sprzedaje. Po jakości obsługi widać było, że było szkolenie ze smaków, lub lubią jedzenie ze swojego lokalu, ponieważ doskonale wiedzieli co zaproponować, a nie powiedzieli że wszystko jest smaczne. Dodatkowym atutem było zapytanie o stopień wysmażenia mięsa, co przy burgerach i stekach jest podstawowym pytaniem i o od tego zależy w dużej mierze smak całej potrawy.
Czy mogę polecić Wam wizytę w PasiBusie?
Na chwilę obecną jak najbardziej, ale jeszcze sprawdzę za jakiś czas inne lokalizacje i wtedy upewnię się, czy warto utrzymać rekomendację dla PasiBusa. Chciałbym, by utrzymali jakość i by była ona tak samo powtarzalna poza Dolnym Śląskiem. Dlaczego? Ano dlatego, że chciałbym mieć smaczną alternatywę street foodową dla fast foodu globalnych koncernów.
Więc zapraszam Was do PasiBusa i polecam go Waszej uwadze.
Stanisław | Okazje Podróżnika.
Zdjęcia zrobione za pomocą:
- Samsung Galaxy S8+