Pamiętacie nasz artykuł o tym, co zrobić w jeden dzień w Warszawie? To on zapoczątkował cały cykl artykułów poświęconych sposobom spędzania wolnego czasu, np. na jednodniowym wypadzie lub podczas czekania na przesiadkę. Tym razem będzie o Gdańsku. Zapraszamy na relację naszego redaktora Stanisława…
Wykorzystując nadarzoną okazję wybrałem się z dzieckiem do Gdańska na jeden dzień. Okazją, której nie mogłem nie wykorzystać, były bilety na trasę P12 z Krakowa do Gdańska za 1 zł plus 1zł opłaty rezerwacyjnej. Przyjechaliśmy do Krakowa ze Szczawnicy około godziny 17. Do naszego autobusu było ponad 40 minut, więc przeszliśmy się po dworcu i czekaliśmy cierpliwie na autobus. O 17:20, może parę minut później, przyjechał autobus Polskiego Busa z Rzeszowa do Gdańska. Linia cieszy się sporym zainteresowaniem – wyjeżdżając z Krakowa mieliśmy już sporo ponad 1/3 zajętych miejsc. Udało się nam z dzieckiem usiąść z przodu na górnym pokładzie, dzięki temu mieliśmy fajny punkt obserwacyjny. Moje dziecko pierwszy raz jechało tak daleko i chłonęło widoki z zewnątrz. Wyjechaliśmy o 17:40, a po około godzinie dojechaliśmy do Katowic. Katowice od mojej ostatniej wizyty bardzo się zmieniły. W ciągu ostatnich 2 lat oddano kilka ciekawych obiektów (o Katowicach powstanie kolejny wpis z cyklu „One day in …”). Zacznijmy od centrum, gdzie wita nas Muzeum Śląskie.
Mijamy muzeum po prawej stronie i po chwili wyłania się Katowicki Spodek.
Skręcamy w lewo, aby po chwili dojechać do rynku i skręcić w prawo, gdzie podjeżdżamy na dworzec PKS. Niestety ten jeszcze nie jest zbyt ładny. Właśnie odjechał autobus do Wrocławia.
Po zmianie kierowcy i zabraniu pasażerów ruszyliśmy dalej w stronę Gdańska. Po drodze mija nas autobus do Warszawy.
Słońce chyli się ku zachodowi, a my w okolicy Częstochowy. Dziecko moje nie może się nadziwić widokom za oknem. Podziwia i cieszy się cały czas. Słońce zachodzi dokładnie na wysokości Częstochowy.
Jak do tej pory nie było żadnych opóźnień i o 22:20 dojechaliśmy do Łodzi. Zatrzymaliśmy się na dłuższy postój (rozkład jazdy przydałoby się zmodyfikować, by skrócić czas przejazdu… tutaj jest wiele do poprawienia).
Wyjechaliśmy punktualnie o 22:45, pomimo rozkopanej Łodzi niespiesznie dojechaliśmy do autostrady A1 w Strykowie. Tutaj przyzwoitym tempem pojechaliśmy w stronę Torunia. Kierowca przed Toruniem zjechał z autostrady, co było dla mnie niezrozumiałe, bo krajowa „1-ka” jest w opłakanym stanie i wjazd do Torunia to straszne wertepy. Nie zmienia to faktu, że VanHool Astromega – autobus, którym jechaliśmy, doskonale sobie poradził z nimi. Z drugiej strony, dzięki temu zabiegowi, zobaczyłem pierwszy raz nowy most na Wiśle w Toruniu.
Na dworcu w Toruniu jest mijanka o 1:40. Moje dziecko zasnęło w Łodzi i obudziło się na chwilę w Toruniu. Było bardzo ciekawe tego, co się dzieje dookoła. Do Gdańska przyjechaliśmy parę minut przed godziną 4 rano. Zaczynało się rozjaśniać, a stadko „Bocianów” odpoczywało przed ciężkim dniem pracy. Nasz autobus, którym przyjechaliśmy, pojechał się umyć i przygotować na nowy dzień pracy.
Po przejechaniu całej Polski nasuwa się parę wniosków. Autobusy na tej trasie są naprawdę komfortowe i przyjemnie się podróżuje, ale można skorygować czas przejazdu między Katowicami i Gdańskiem o minimum godzinę. Wtedy połączenie byłoby jeszcze atrakcyjniejsze w stosunku PKP. Osobiście marzy mi się rozwiązanie jak w innych liniach, np. sir Briana Soutera w Anglii, gdzie są autobusy sleeper z miejscami do spania.
Po opisaniu podróży przechodzimy do głównego tematu czyli jeden dzień w Gdańsku (i Sopocie, bo warto wyskoczyć na molo).
Po przyjechaniu na dworzec PKS w Gdańsku i odebraniu plecaków udaliśmy się na pociąg SKM, by jak najszybciej dotrzeć do Sopotu na wschód słońca na molo. Tutaj spotkała nas pierwsza niemiła niespodzianka. Sopot nad ranem wygląda jak po przejściu tornado. Pełno pijanych ludzi wracających z imprez (nie jest to fajny widok dla małego dziecka, mnie imprezy nie przeszkadzają), wielki śmietnik i ogólnie nieprzyjemny odbiór Monciaka, który jest przecież wizytówką Sopocką. Za nim dotarliśmy nad molo udało mi się uwiecznić pięknie oświetlony kościół garnizonowy św. Jerzego.
Ruszamy na dół na molo i tutaj kolejna przykra niespodzianka. Na stronie internetowej było podane, że wejście od poniedziałku do czwartku w godzinach nocnych jest bezpłatne a na miejscu zawołano opłatę. 5 zł od osoby to może nie jest dużo, ale jak ktoś jest przygotowany na coś innego to potrafi zdenerwować człowieka. Rozumiem, że za dnia dziecko płaci 4 zł, ale nad ranem, aby zobaczyć wschód słońca musi zapłacić także 5 zł. No cóż – tak bywa. Myślałem, że górale są chciwi i potrafią zawołać za wszystko, ale widać nie tylko oni. Koniec żalów. Mamy z córką małego pecha, bo nad nami zebrały się chmury i z klasycznego wschodu słońca nici, ale i tak było fajnie i udało się nam zrobić takie zdjęcie.
O 8 rano mieliśmy spotkanie z moimi znajomymi, więc trzeba było zająć jakoś czas. Poszliśmy na plażę, ale nie byliśmy tutaj sami. Było już sporo ludzi, którzy biegali, spacerowali, a inni np. poszukiwali skarbów.
Mnie w życiu się nie udało nawet jednej muszelki znaleźć, ale moja córa od razu znalazła zestaw muszelek.
Pospacerowaliśmy sobie po plaży i po pobliskich parkach wzdłuż wybrzeża i wróciliśmy do miejsca spotkania.
Znajomi zabrali nas do małej kawiarenki. Po spotkaniu udaliśmy się dalej Monciakiem w kierunku dworca, aby SKM-ką dojechać z powrotem do Gdańska.
Oczekując na nasz pociąg z Warszawy mieliśmy okazję zobaczyć sezonowy skład Kolei Mazowieckich o nazwie Słoneczny z Warszawy Zachodniej do Ustki.
Dojechaliśmy do Gdańska z powrotem.
Z dworca udaliśmy się na Górę Gradową. Jest ona nad dworcem PKS – po wyjściu z tunelu udajemy się w prawo, idziemy jakieś 200m i parkiem po lewej stronie udajemy się do góry. Po prawej stronie mijamy pomnik Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy i idziemy do góry ulicą Gradową. Tuż przed szczytem napotykamy taki o to odnowiony stary budynek.
Jest to dopiero początek wielkiej przygody. Chwilę dalej wyłania się nam stara fortyfikacja.
Mieści się tu mały raj dla dzieci i nie tylko. To miejsce jest nowością na mapie Gdańska, a ja na temat tego miejsca poświęcę osobny wpis.
Jest to Centrum nauki Hewelianum. Bardzo ciekawe miejsce, gdzie można spędzić naprawdę wiele godzin na poznawaniu nauki oraz historii miasta Gdańsk, a także podroży po zakątkach odległych miejsc i poczucia się jakby się w nich było. Mnie z córką trafiła się wielka okazja, ponieważ zostaliśmy oprowadzeni przez panią Katarzynę z działu marketingu i komunikacji centrum, za co z całego serca chciałbym podziękować (przy okazji wpisu o Centrum będziemy mieć dla Was niespodziankę). Samo Centrum jest ogromne i jeszcze trwają prace nad rewitalizacją obiektu. To, co zastaliśmy wywarło na nas wielkie wrażenie. Pierwszym obiektem, który zaliczyliśmy, był budynek Koszarów Schronowych a wystawa nazywa się Dookoła Świata, gdzie mogliśmy zobaczyć różne ekspozycje. Wszystko jest wykonane przy użyciu najnowszych technologii. Tutaj mamy odzwierciedlenie, jak zmienia się wysokość.
Wszelkie zabawy w masie piaskowej powodują, że zmienia się charakterystyka wyświetlanego obrazu, a kolory odpowiadają w rzeczywistości wysokości gór. Zaraz obok znajduje się winda na Mount Everest.
Przyciskając guziki windy wchodzimy na dane poziomy i pokazuje się nam, co występuje w rejonie Himalajów. Idąc dalej dochodzimy do Azji, Japonii; możemy zobaczyć i poczuć, jak czuje się człowiek podczas wiatru huraganowego lub co słyszy nietoperz, ale nie zdradzę teraz wszystkiego. Kolejnym budynkiem jest ten poświęcony energii, fizyce. Pojawiają się elementy astronomiczne, ale planowane jest planetarium.
Możemy wykonywać eksperymenty i poznawać zjawiska towarzyszące trzęsieniu ziemi oraz jak powstaje tsunami. Na zdjęciu widać planszę, dzięki której dowiemy się, dlaczego warto segregować śmieci i jak oddziałują one na środowisko. W Centrum Hewelianum mamy kilka punktów widokowych, skąd możemy podziwiać panoramę miasta.
Idąc spacerem dookoła Hewelianum możemy podziwiać duża wystawę wieloobiektową „Wehikuł Czasu – człowiek i pocisk”, która prezentuje historię Góry Gradowej na tle historii Gdańska i całego kraju. Same fortyfikacje są bardzo ciekawe, ale o tym napiszę we wpisie poświęconym Centrum Hewelianum.
Powiem także czym się różni Reduta od Redity i nie tylko. My po spędzeniu kilku godzin w Hewelianum udaliśmy się na obiad do Gdańska Wrzeszcz (tam mieliśmy szczęście otrzymać pizzę od Pizzerii Dominium). Po obiedzie niestety pogoda się popsuła i złapał nas deszcz, co pokrzyżowało lekko nasze plany, ale nie poddaliśmy się. Dotarliśmy do Gdańska Śródmieście, nowego przystanku SKM, gdzie kończy i zaczyna bieg większość pociągów.
Po ustaniu deszczu wróciliśmy do Gdańska Głównego, gdzie przed dworcem jest taki o to sympatyczny pomnik.
Wyruszyliśmy w stronę Starego Miasta. Poszliśmy ulica Korzenną, przeszliśmy obok Ratusza Staromiejskiego.
Doszliśmy do mostu zakochanych przy ulicy Korzennej. Tutaj zakochane pary wieszają kłódki na znak swojej miłości.
Zeszliśmy parkiem pod Wielki Młyn.
Podziwialiśmy tutaj fontannę, jest to bardzo ciekawa fontanna, którą najlepiej pooglądać jak się ściemni.
Idąc dalej ulicą Podmłyńską dochodzimy do Kościoła św. Katarzyny.
Tutaj zadzwonił do mnie znajomy, który zabrał nas do drugiego muzeum, więc musieliśmy się wrócić i udać w kierunku Stoczni Gdańskiej, która była kolebką Solidarności. Dotarliśmy po 20 minutach na miejsce, gdzie oczom naszym ukazał się wspaniały budynek mieszczący w sobie Europejskie Centrum Solidarności (o tym centrum też będzie osobny wpis).
Architektura budynku nawiązuje do statku, wchodzi się do muzeum przez legendarną bramę stoczniową.
Udajemy się do budynku, gdzie w holu głównym zakupuje się bilety (Tomku, serdeczne dzięki za bilety i oprowadzenie). Po zakupieniu biletów idziemy w głąb budynku, gdzie na wprost nas wyłania się ogród, na wprost jest część kongresowo-biblioteczna. My udajemy sie schodami w górę. Zaczynamy od ekspozycji, gdzie znajduje się legendarna suwnica Anny Walentynowicz oraz szatnia stoczniowa, gdzie jest pełno ekranów, które pokazują jak się odbywało życie stoczniowe.
Idąc wzdłuż ekspozycji możemy obserwować zmieniające się czasy; podglądać, jak toczyło się życie ludzi, którzy walczyli o naszą wolność w czasach PRL. Nie obyło się bez ekspozycji poświęconej władzy.
Na ekranach wyświetlana jest rzeczywistość, jaka była w tamtych czasach. W tym Starze Milicyjnym jest nawet informacja o drastycznych scenach. Idąc dalej czujemy się jak w wehikule czasu. Dochodzimy poprzez różne wydarzenia aż do okrągłego stołu. W Centrum znajduje się replika wraz z rozmieszczeniem, gdzie kto siedział.
W kamerach zainstalowano monitory wyświetlające to, co się działo aktualnie przy stole w tamtym czasie.
Jedno z ostatnich miejsc wystawy o Solidarności jest poświęcone prawom człowieka, a jej zwieńczeniem jest olbrzymi napis SOLIDARNOŚĆ.
Napis ułożony jest z małych karteczek, na których można zapisać swoje myśli i umieścić je w danym miejscu, aby cały czas tworzyły napis. Po wyjściu z muzeum znajomy odwiózł nas w pobliże Starego Miasta. Ulicą Szeroką udaliśmy się w kierunku Motławy. Po drodze spotkaliśmy człowieka, który dokarmiał dzikie koty (Miasto Gdańsk ufundowało im nawet budki). Gdańsk jest pełen takich ludzi i ciekawych miejsc, wystarczy skręcić w bok z głównego szlaku turystycznego.
Znajdziemy wiele zabytkowych kamienic, a także murale nawiązujące do starych kupieckich czasów.
Dochodzimy do Motławy. Idąc wzdłuż nabrzeża naszym oczom ukazuje się Filharmonia Bałtycka oraz Hotel.
My poszliśmy najpierw w lewą stronę, w kierunku Targu Rybnego. Przy Baszcie Łabędź pięknie nam wystąpiło zachodzące słońce.
Odwracając się tyłem do baszty dochodzimy do zakola Motławy i z brzegu możemy podziwiać panoramę nadbrzeża.
Po lewej stronie mamy pierwszy polski statek parowy całkowicie wyprodukowany w Polsce – SS Sołdek.
Sołdek jest przycumowany do Narodowego Muzeum Morskiego. Po prawej stronie mamy zabytkowy żuraw rozładunkowy z 1440 roku.
Przechadzając się brzegiem Motławy przechodzimy koło wielu bram, każda z nich odpowiadała za co innego.
Gdzie się nie rozejrzysz wszędzie zobaczysz coś ciekawego.
Za żurawiem przechodzimy przez bramę Mariacką i udajemy się na ulicę słynną z jubilerów.
Na tej ulicy znajdziemy jubilerskie zakłady, które maja kilkusetletnią tradycję produkcji biżuterii z bursztynu.
Między zakładami jubilerskimi jest wiele małych kawiarenek i restauracji, gdzie muzyka jest grana na żywo.
Wśród wielu arcydzieł sztuki jubilerskiej w bursztynie znajdziemy także pamiątki. Mnie udało zrobić się takie zdjęcie.
Na końcu Mariackiej jest taki mały przesmyk pomiędzy ulicą a kościołem Mariackim w Gdańsku.
Po zwiedzeniu Mariackiej udaliśmy się w kierunku Długiego Targu i Neptuna.
Długi Targ przywitał nas w świetle zachodzącego słońca.
Doszliśmy do Dworu Artusa i Neptuna.
Zaczęliśmy udawać się w kierunku dworca, nasze nogi po ponad 20 kilometrach powoli dawały nam się we znaki. Zachodzące słońce pięknie oświetlało budynki tworząc niezapomniane widoki. Ratusz pięknie nam zapozował.
Idąc dalej dochodzimy do końca Długiego Targu i Złotej Bramy.
Przed Złotą Bramą jest mała uliczka, na której my skręciliśmy w prawo i poszliśmy nią w kierunku dworca. Po lewej stronie mijamy Wielką Zbrojownię.
Po kilku chwilach dochodzimy do dworca PKP Gdańsk Główny.
To już koniec wycieczki po Gdańsku. W tym miejscu chciałbym szczególnie podziękować za tanie bilety Polskiemu Busowi, bo gdyby nie oni nie byłbym w stanie zabrać dziecka na tę wycieczkę. 8 zł w obie strony za dwie osoby za przejazd to naprawdę tanio. Kolejne podziękowania należą się Markowi i Magdzie oraz Browarowi Amber za wspaniały poranek. Za ciepłą strawę chciałbym podziękować Pizzerii Dominium. Tomkowi bardzo dziękuję za zaproszenie i pokazanie Europejskiego Centrum Solidarności. Pani Katarzynie za gościnę i oprowadzenie po Centrum Hewelianum.
Ja zapraszam Was drodzy czytelnicy choćby na jeden dzień do Gdańska na spacer. Najtaniej, przy odrobinie szczęścia, zajedziecie Polskim Busem. Na samym początku przeczytaliście, że był to kolejny raz, kiedy jechałem linią P12 z Krakowa do Gdańska i dalej uważam, że można tanio i komfortowo autobusem dojechać nad morze. Muszę jednak być obiektywny i jeśli posiadacie zniżki, to w sezonie z Warszawy tanio dojedziecie, dzięki pociągowi Słoneczny Kolei Mazowieckich lub Pendolino z Warszawy od 49 zł. Z południa Polski do Gdańska bilety są od 98 zł. Samolotem można dolecieć z Warszawy (Modlin) i Wrocławia od 19 zł, z Krakowa od 39 zł dzięki RyanAir.
Na zwiedzenie Gdańska i Sopotu potrzeba kilku dni. Same wspomniane Centra zabiorą wam od kilku godzin do całego dnia. Architektura i klimat Gdańska są niepowtarzalne. Tak samo jak Wrocław czy Kraków – gdzie nie zajdziesz w centrum miasta, to na pewno spotkasz coś ciekawego do zobaczenia i zwiedzenia. Przy Starym Mieście macie kilka parków, gdzie możecie odpocząć. Nie wszytko Wam pokazałem, w Gdańsku jest jeszcze wiele do odkrycia, do czego gorąco namawiam. Zachęcam także do regularnego czytania nas, bo będziecie mogli dowiedzieć się o promocjach i tanich podróżach. W przygotowaniu są kolejne teksty o Wrocławiu, Krakowie i innych miastach.
Dziękuję za to, że czytacie Okazje Podróżnika i zapraszam do Gdańska!
Stanisław | Okazje Podróżnika